Scroll to Content

Podróż po wyspie północnej

Po pierwszych małych komplikacjach z naszym pojazdem Paru (niekiedy też zwanym “Parito” – jak się dobrze spisuje 🙂 ), jesteśmy już prawie 4 tygodnie w drodze. Ze względu na złą pogodę jechaliśmy szybciej dalej niż mieliśmy w planie. W tym momencie siedzimy w małej kawiarni w wiosce “Twizel” na tarasie, po dobrym śniadaniu 🙂 . Szczęśliwi, że tutaj możemy korzystać z wifi (za darmo i w porównaniu z innymi miejscami też szybki) do aktualizacji bloga.

Ale chociaż pogoda na wyspie północnej nie była za dobra, udało nam się zwiedzić większość miejsc na wschodniej stronie wyspy.

Z Coromandel do Hahei  

Po wypadzie na półwysep “Coromandel” trasa dalsza poprowadziła nas do Hahei, gdzie znajduje się znana “Cathedral Cove”, skała wymyta przes morze w kształcie kaplicy. Trasa do Hahei prowadziła nas przes widokową drogę 309, gdzię zastrzymaliśmy się przy wodospadach “Waiau” i jedmyn z ostanich lasów “Kauri”. Te pierwotne gigantyczne i dla Maori święte drzewa, zostały prawie całkowicie wycięte przez osadników z europy. Dziś cały teren jest pod ochroną, i każdy zwiedzacz musi prześć po specjalnych matach, aby nie wprowadzać zarazków albo obcych nasioń do lasu.  Dotarliśmy do naszego celu w Hahei wieczorem żeby w następny dzień wczesnie rano wyruszyć na krótką wędrówkę do „Cathedral Cove”. 

Rotorua: Obszar geotermalny, kultura Maori i pstrąg 😉

Następny cel prowadzi nas w wnętrze kraju do okilicy “Rotorua”. Znana za swoję ciepłe żródła i też centrum kultury maori. W tym dniu zrobiliśmy do tego czasu najdłuszą droge samochodem: ok. 300 kilometrów w ponad 6 godzin… uświadomiło nam się, że drogi tutaj są nieco zakręciste 🙂 i często nie można jechać szybciej niz 80 km/godz. A oprucz tego też często zatrzymywaliśmy się, bo za każdym zakrętem jeszcze piękniejszy widok! W konciu dotarliśmy do naszego campingu nad jeżiorem Rotorua gdzie można za wykupieniem licensii ryby łowić. Naturalnie Olli nez wahania wykupił licensię i podczas ja odpoczywałam po długiej jazdżie (prowadziłam samochłd przez cały dzień), Olli wyszedł na ryby… i wrucił barzdo dumny i szczęśliwy z wielkim pstrągiem (34 cm, 2,5 kg)! Expertowo wypatroszył i wyfiletował rybkę aby od razu wrzucić ją na patelnie… i jaka pyszna była! Pierwszy raz w życiu jadłam rybe prosto wyłowioną z wody. Najedzeni po takiej kolacii nic więcej nam nie pozostało,  oprucz pójśćia do łóżka. Następny dzień zpędzilyśmy w okolicach geotermalnych “te Puia”. T właśćiwie park narodowy (zbyt drogi wstęp – 52 NZD od osoby) gdzie można zwiedzać z bliska geysiry, wrzące żródła i pola siarkowe. Bardzo interesujące ale jak można sobie wyobrażić tez nieco męczące bo na całym terenie powietrze “pachniało” siarką…

Oprucz tego w parku był też mały reservat dla Kiwi, właśćiwie to pomieszczenie w całkowitej ciemnośći, gdzie jest możliwość zobaczycz zagrożonego aktywnego w nocy ptaka. Całe ogrodzenie jest tak zkonstrułowane, że symuluje noc dla ptaka w dzien i dla tego kiwi był też zbyt aktywny jak weszliśmy do pomieszczenia 🙂 Ze względu ochrony Kiwi niestety robienie zdięć niebyło dozwolone, ale dla nas mimo tego było wspaniałym doświadczeniem!

Na terenie parku był w dodatku jeszcze skansen Maori z replikami i originalnymi budynkami Maori. Wystawa dokumentuje historie i tradycje Maori w Nowej Zelandii. W ogóle w okolicach Rotorua jedna z największych populacji Maori w całym kraju. I na szcześćie odczuwa się tutaj bardzo żywą i mocno zakorzennioną kulturę tych pierwszych osadników kraju.

Dalsza podróż w deszczu

W okolicach Taupo zatrzymaliśmy się przy wodospadach „Huka Falls” gdzie tony wody przepływają przes dolinę. Następne dni niestety bez przerwy padał deszcz i nasz wypad nad jezioro Taupo wyszedł neco krótszy. Ale jednak udała nam się wycieczka żaglówką po jeziorze chociaż zmokliśmy niezle.. na szcześćie blisko Taupo był camping z dołącząnym kąpieliskiem termalnym gdzie mogliśmy ogrzać w ciepylch basenach.

Wellington i przejazd na wyspę południową

Wellington tak w cale nie wygląda na stolice Nowej Zelandii. Miasto jest dużo mniejsze niż Auckland albo Christchurch ale właśnie dla tego też barzdo przyjemne do zwiedzania. Ze względu na brzydką pogodę zdecydowaliśmy się przenocować w suchym i zarezerwowaliśmy pokój przez airbnb u jak się okazało bardzo miłej Belindy. Spędzilyśmy 2 dni w Wellington nim przejechaliśmy promem 3,5 godz. przez “Cook Street” na wyspę południową.

Written by:

6 komentarzy